Ruszyłam w stronę domu Ashton'a.
O co im do cholery chodziło?
Przecież on opuścił to towarzystwo najwcześniej z nas wszystkich.
Zapukałam do drzwi i otworzył mi Ashton z uśmiechem od ucha do ucha.
- Dowiem się wreszcie co się tu dzieje? - weszłam do domu Ashton'a podchodząc do kanapy, na której już leżeli Calum i Mike.
Odpowiedział mi śmiechem i zamknął drzwi za mną.
- Jak było na randce? - zaśmiał się Micheal.
Podniosłam brew.
- Słucham?
Przecież on opuścił to towarzystwo najwcześniej z nas wszystkich.
Zapukałam do drzwi i otworzył mi Ashton z uśmiechem od ucha do ucha.
- Dowiem się wreszcie co się tu dzieje? - weszłam do domu Ashton'a podchodząc do kanapy, na której już leżeli Calum i Mike.
Odpowiedział mi śmiechem i zamknął drzwi za mną.
- Jak było na randce? - zaśmiał się Micheal.
Podniosłam brew.
- Słucham?
Milczeli, ale po chwili wybuchnęli śmiechem.
- Śledziliśmy Was.
- Słucham? - powtórzyłam pytanie.
To chyba żart.
Usłyszałam śmiech Calum'a.
Spojrzałam na nich z niedowierzeniem w to co w tym momencie słyszę, w nadziei, że wzbudzę w nich skruchę i litość, jednak oni wybuchnęli jeszcze większym i niepohamowanym śmiechem.
No tak, czego ja się tak właściwie spodziewałam?
Usiadłam na kanapie nie zważajac na śmiech przyjaciół, który z pewnością można by było usłyszeć na drugim końcu ulicy i wyciągnęłam z torebki swojego białego iPhone'a.
Nowa wiadomość od: Luke Hemmings.
Kliknęłam na miniaturkę i przeczytałam wiadomość.
Kliknęłam na miniaturkę i przeczytałam wiadomość.
Kiedy następne spotkanie? Może tym razem spotkajmy się z chłopakami, chyba, że wolisz sam na sam bo ja bardzo chętnie.
Luke xx
Kąciki moich ust podniosły się w górę i jestem w dziewiędziesięciu dziewięciu procentach pewna, że moje policzki oblał różowy rumieniec.
- Ooo..z kim piszesz? - spytał Calum, podnosząc się z podłogi, cały czerwony.
- Ja? Ee.. - totalnie nie miałam pomysłu jak skłamać, więc powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy. - Dostałam perfumy z Chanel od babci.
Od zawsze kochałam wszystko co jest związane z Chanel, także liczyłam na to, że mi uwierzą i nie zorientują się, że zmyślam.
Micheal, który w tym momencie pił wodę, zakrztusił się.
- Co? - zdziwiłam się. - Coś źle powiedziałam?
- Wiesz ile kosztuje cokolwiek od Chanel? - spytał Ashton. - Jakim cudem?
- Materialista. - szepnęłam pod nosem, a on najwidoczniej to słyszał, bo posłał mi pełne gniewu spojrzenie.
Zapadła cisza, której nie znosiłam i w tym momencie usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
Przygryzłam wargę.
- Hej, słoneczko. - przywitała się mama. - Jak minął dzień?
Uśmiechnęłam się.
Moja mama ostatni raz spytała się o coś w tym stylu w drugiej klasie podstawówki, jednak fajnie było poczuć się znowu być kochanym, zazwyczaj jak mama do mnie dzwoniła to albo pytała się czy zrobiłam lekcje, albo dlaczego kupiłam przeterminowane mleko.
Można było się domyślić jakie z nich wykonywała częściej.
- Dobrze, a Tobie? - starałam się być równie miła ale z racji tego, że mój humor nie był nawet przeciętny to wiedziałam, że zawaliłam.
Brawo, Chloe. Brawo.
- Też. - wyczułam, że się uśmiecha - Mogłabyś kupić proszek do pieczenia? Skończył się, a bardzo mi dzisiaj potrzebny.
Uśmiech diametralnie zszedł z mojej twarzy.
To żart?
Z tego co mi się wydaje to do Prima Aprilis jeszcze trochę czasu.
- Em.. Oczywiście. - powiedziałam zmieszana. - Muszę kończyć, cześć.
- Papa. - usłyszałam pipczenie co oznaczało zakończenia rozmowy.
- Co się stało? - spytał Hood.
Westchnęłam.
- Mam kupić proszek do pieczenia.
Zaśmiał się, co lekko podniosło mnie na duchu.
- Twoja mama jest jednak niemożliwa. Idziemy z Tobą. - powiedział wołając gestem Ashton'a i Micheal'a.
- Daj spokój. - machnęłam ręką. - Pójdę sama.
Doczłapałam się do drzwi chłopaka, otworzyłam drzwi, a potem je za sobą zamknęłam.
Zaczęłam zastanawiać się nad wszystkim co dzisiaj mnie spotkało.
Czy Luke naprawdę chcę się ze mną spotkać?
W sumie to ten pocałunek.. To się stało tak nagle.
Nie przeszło mi nawet przez myśl, że nie będzie więcej chciał się ze mną spotkać - w sumie ja bym się tak zachowała, ale to ja - więc nic dziwnego, że zachowanie Luke'a mnie zdziwiło.
- Ziemia do Chloe! - Calum machnął mi swoją ręką przed oczami, co mnie "obudziło".
- Słucham? - spytałam zdezorientowana.
- Żyjesz tam? - zaśmiał się Ashton.
Zaśmiałam się.
- Jeszcze tak. Ale przez Was niedługo nie usłyszycie odpowiedzi na to, ani jakiekolwiek inne pytanie. - po tych słowach, automatyczne drzwi się przed nami otworzyły i zaczęliśmy robić zakupy.
- Ja idę na dział "dodatki do ciast", a wy..a róbcie co chcecie! - westchnęłam i poszłam w kierunku półek.
Szukając wzrokiem produktu, wreszcie na niego natrafiłam, więc wyciągnęłam go z końca półki, chwyciłam do ręki i ruszyłam na poszukiwanie przyjaciół.
- Sara! - nagle usłyszałam krzyk Calum'a - Patrz kto tu jest!
Podbiegłam zaciekawiona do chłopców i nie mogłam uwierzyć własnym oczom w to co w tym momencie widziałam.
- Daisy! - spytałam nie wierząc w to co widzę. - To naprawdę ty?
Kiwnęła głową, a ja podbiegłam w jej stronę i przytuliłam ją najmocniej jak umiałam.
- Ekhem. - chrząknął Ashton, na co ja przytuliłam ich wszystkich.
- Przepraszam bardzo. - zwróciła nam uwagę kasjerka. - To jest spożywczak, a nie lotnisko czy dworzec, także nie uważam, że to najlepsze miejsce na obściskiwanie się.
Na te słowa wszyscy zrobiliśmy wielkie oczy i udaliśmy się w stronę kasy.
- Oh.. Sandie, daj spokój. Może nie widzeli się od dawna? Pozatym nie często widzi się coś takiego w pracy, tak? - usłyszałam z zaplecza. - A tak twoim tokiem myślenia: w ten sposób tracimy klientów.
Mimo tego, że nie znałam tej pani, mówiła prawdę.
Ups, moje skromne zdanie.
- Więc co twoim zdaniem powinnam z tym zrobić, hę? - spytała zirytowana.
- Zignorować. Co Ci to przeszkadza? - odparła inna kobieta i wyszła z zaplecza do kasy.
Spojrzałam na jej plakietkę z imieniem Bethany i wpatrywałam się w jej ruchy podczas kasowania.
Wyglądała na około pięćdziesiąt lat, była lekko pomalowana i miała długie, spięte brązowo-siwe włosy.
- Pięćdziesiąt centów. - powiedziała.
Podałam jej monetę, następnie powiedziałam:
- Święte słowa, te na zapleczu.
Uśmiechnęła się przyjaźnie, a ja się pożegnałam i opuściłam budynek.
- Ile można kupować proszek do pieczenia? - spytał Micheal.
Zaśmiałam się i zwróciłam się do Daisy.
- Gdzie chodzisz do szkoły?
Spojrzała na mnie z podniesioną brwią i zaczęła się śmiać. Jej blond kosmyki spadały na jej twarz co wyglądało bardzo naturalnie.
- Są wakacje, Chloey. Nie mam ochoty gadać o szkole.
Westchnęłam i skupiłam się na drodze.
- Kawał drogi stąd. - lekko ucieszyła mnie ta myśl. - A ty?
- Też się przenoszę gdzieś daleko. - mruknęłam smutnym głosem. - Jakieś Hartford? Czy jakoś tak?
Wyglądała tak jakby ktoś właśnie powiedział jej, że wygrała milion dollarów w totto lotka.
- To nie jakieś Hartford. To jedna z najlepszych uczelni w tej okolicy. Właśnie tam chodzę!
Uśmiechnęłam się i całą resztę drogi opowiadała mi o całej szkole.
Gdy doszliśmy do mojego domu, pożegnałam się z Daisy. Ashton poszedł razem z nią, bo szli w jedną stronę, Micheal poszedł z Calumem na mecz, a ja jak zwykle zostałam sama.
Wygrzebałam z torebki klucz, włożyłam go do zamka, przekręciłam i weszłam do środka.
Ściągnęłam buty, rzuciłam torebkę na byle jaki fotel i położyłam się wyczerpana na kanapie, byłam wyczerpana dzisiejszą tenperaturą i emocjami jakie towarzyszyły mi przy spotkaniu z Lukiem.
Wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam sobie do niej zimnego Spite'a do którego mimo wszystko dodałam lodu.
Nagle usłyszałam brzęczenie.
Podeszłam do swojej torebki, otworzyłam kieszonkę i wyciągnęłam z niej telefon.
Nowa wiadomość od: Ashton.
Dotknęłam kciukiem ikonki i wyświetliłam tekst.
Razem z Daisy chcemy jutro zobaczyć perfumy od Chanel. Pamiętaj!
Ash x
Przeszedł mnie dreszcz.
Chloey.. Chyba jednak będziesz musiała zapomnieć o wycieczce na Malediwy...